Uzależnienie.
Nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. Dostałam lek, który miał mi pomagać na bóle (kiedyś napisze i o tym, tak samo o antykoncepcji i co ona może - ale nie musi - zrobić z człowiekiem. Ale nie pomógł. Jednak zauważyłam, że ma ciekawe efekty uboczne, uwalnia mnie od problemów. Zakopuje je gdzieś głęboko. Na początku tylko na imprezach, czasem profilaktycznie, bo bałam się bólu. Potem już codziennie.
Na psychoterapii w końcu zaczęłam kłamać ze wszystko jest ok. Ale nie było.
Zdecydowałam się rzucić raz. Dwa tygodnie. Po czym dwóm lekarzom skłamałam i wyłudziłam recepty. To samo u weterynarza. Aż w końcu pewnego gorącego dnia stwierdziłam, że dosyć.
I się zaczęło.
Ból, fizyczny i psychiczny. Rano, gdy mojego Pana (wtedy tylko męża) już nie było, myśli samobójcze, panika!
Pomyślałam, że wezmę się w garść, zawsze przecież twardo stąpałam po ziemi, wszystko sama robiłam, nie dopuszczając nikogo do siebie. Zbudowałam sobie taki pancerz z leków, bólu, strachu i antykoncepcji - jej wypływu na mnie.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że przecież samobójcy często przed popełnieniem tego czynu sami się porządkują, myją, sprzątają.
Strach. Taksówka. SOR.
Dobra znajoma dusza znalazła mi miejsce na oddziale.
Zawdzięczam Ci życie.
Dwa tygodnie leczenia. Spokój. Inna atmosfera, inne życie. Leki. Ludzie, również pacjenci byli niesamowici, ktoś wreszcie mnie rozumiał.
Wyszłam zdrowa, jestem sobą. Nie wiem jak mogłam te 5 lat żyć w koszmarze, krzywdzić mojego Ukochanego.
Ale to nie koniec mojej walki.
Przebudzenie zaklętej w kamień przyszło z usunięciem implantu.
Ale o tym kiedy indziej.
Dla wszystkich jest nadzieja!
Walczcie! Rozmawiajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz